No to nas bank wy...mał.
Ale po kolei.
Mniej więcej dwa miesiące temu Nasz Ulubiony Sprzedawca polecił nam małe i sprawnie działające biuro doradztwa finansowego, powiedzmy: "WyjątkowyKredytTylkoDlaCiebie".
Oferta była atrakcyjna i niczym specjalnie niewyróżniająca się na tle ofert otrzymanych z innych biur, ujęła nas natomiast miła powierzchowność Pana Pośrednika, który w ten sposób stał się Naszym Ulubionym Pośrednikiem Finansowym.
Dewizą Naszego Ulubionego Pośrednika Finansowego było "Panie Maćku, Pan się nie martwi, wszystko będzie dobrze" i nie ukrywam, że w natłoku codziennych zajęć bardzo nam na postawa odpowiadała.
Pomimo głosu rozsądku, który podpowiadał, aby złożyć wniosek kredytowy przynajmniej w dwóch bankach, wydawało nam się, że "wszystko będzie dobrze" i wybraliśmy jeden bank, dajmy na to Grekbank.
Zdarzały mu się oczywiście drobne i nic nie znaczące potknięcia (patrz wpis dokładnie sprzed miesiąca: 2008-12-08), ale tak naprawdę pierwsza bomba wybuchła na dzień przed planowanym podpisaniem umowy kredytowej. Otóż po naszych n a m o l n y c h i wielokrotnych prośbach udało nam się wreszcie otrzymać z Grekbanku do przeczytania ... naszą umowę kredytową. Dość niezwykłe to przecież prośby - zapoznać się z umową p r z e d jej podpisaniem.
W umowie był oczywiście byk, ponieważ oferta "dla nas" przewidywała marżę banku 1 punkt procentowy + LIBOR, natomiast w treści umowy znaleźliśmy 1 i 2/10 (czyli 20% więcej).
Ja już zdążyliśmy się przekonać tzw. "drukowanie umowy" w Grekbanku trwa kilka dni (zapewne mali sprytni Grecy najpierw produkują papier, potem wystukują małymi igiełkami jej treść, a na koniec kilku dzielnych Maratończyków dzień i noc biegnie by dostarczyć ją do centrali banku w dalekiej Warszawie). Nawet jeśli nowa umowa miała być krótsza od oryginału aż o dwa znaki (kropkę i cyfrę 2 - to informacja dla pracowników Grekbanku). Oczywiście do podpisania umowy nie doszło, Nasz Ulubiony Pośrednik Finansowy obiecał całą sprawę wyjaśnić, życzył nam Wesołych Świąt, Szczęśliwego Nowego Roku oraz "Panie Maćku, wszystko będzie dobrze" i sprawa na ponad dwa tygodnie ucichła.
Po Nowym Roku pomimo wstępnie ustalonego terminu umowa nadal nie była wydrukowana (Maratończycy utknęli w 2cm warstwie śniegu pod Kielcami). Przy tej okazji zadzwonił nawet do mnie pracownik Grekbanku! Ponieważ terminy płatności kolejnej transzy zbliżały się nieubłaganie znów n a m o l n i e zaczęliśmy domagać się jak najszybszego terminu jej podpisania, no i udało się: termin został wyznaczony na dzisiaj (2008-01-08) na godzinę 15:00.
Ja nawet nieśmiało zapytałem, czy moglibyśmy znów otrzymać do przeczytania naszą umowę kredytową przynajmniej na dzień przed jej podpisaniem, ale - po zapewnieniu Naszego Ulubionego Pośrednika Finansowego, że przecież będzie się ona różnić jedynie w kwestii tejże spornej marży oraz zdając sobie sprawę, że żądam od Grekbanku nadludzkiego wysiłku (Maratończycy musieliby dobiec dzień wcześniej) - dałem spokój.
Nadszedł dzień "0" (info dla pracowników Grekbanku - to jest cyfra zero). W umówionym miejscu pojawiliśmy się kilka minut wcześniej, zszedł do nas pracownik banku w osobie Doradcy ds. Kredytu Hipotecznego i udaliśmy się - poprzez ziejący pustką "open space" - do salki konferencyjnej. Dostaliśmy kawę, herbatę, a po chwili dołączył do tychże Nasz Ulubiony Pośrednik Finansowy. Pan Doradca ze zwykłego Doradcy ds. Kredytu Hipotecznego stał się momentalnie Naszym Ulubionym Doradcą, ponieważ z rozbrajającym uśmiechem wręczył nam umowę kredytową w której ... marża Grekbanku to ... tak! zgadza się! nie obiecany 1 punkt, ale o całe 1/10 punku procentowego więcej.
Tu mała dygresja, szczególnie dla osób, które zadały sobie pytanie: 1/10 punktu więcej? O co ten hałas? Podobnie zapytał nie w ciemię przecież bity Nasz Ulubiony Doradca Grekbanku: przecież to tylko 1,60 zł dziennie więcej! Tylko że tu jest tak, jak w starym dowcipie: żona wraca do domu w futrze ze srebrnych norek, "- Kochanie! Okazyjnie kupiłam futro na raty! Będziemy płacić jedynie 1,60 zł dziennie!", "- A przez ile lat?" pyta mąż. "- A wiesz? O to jedno zapomniałam zapytać"...
Otóż: 1,60 zł dziennie x 365 dni x 25 lat = 14.600,00 zł (czternaście tysięcy sześćset nowych złotych polskich).
No cóż. Grekbank doskonale sobie zdaje sprawę, że jesteśmy zobowiązani terminami płatności transz (wie to choćby z dostarczonej mu przedwstępnej umowy sprzedaży), wie, że wszystkie konkurencyjne promocje w innych bankach wygasły wraz z końcem roku i wie, że załatwienie innego kredytu to kolejne miesiące udręki z Nowym Ulubionym Doradcą Banku. Wie, więc bez skrupułów i absolutnie nieetycznie (nomen omen, etyka pochodzi od greckiego ethos, 1. «ogół zasad i norm postępowania przyjętych w danej epoce i w danym środowisku», 2. «nauka o moralności») wykorzystuje w tej nierównej walce swoją pozycję.
Zatem - przestrzegamy i uczulamy wszystkich potencjalnych kredytobiorców! Nie dajcie sobie wmawiać, że umowa drukuje się tygodniami i że przecież będziecie mogli ją sobie przeczytać tuż przed podpisaniem. Nie dajcie sobie też wmówić, że "wszystko będzie dobrze". Szczególnie w Grekbanku.
PS. dzień później na Bankierze ukazał się bardzo ciekawy artykuł na temat walki z nieuczciwymi ofertami produktów finansowych. Można go przeczytać tutaj.